Cząstka nędzy do ugoszczenia

Chciałem tu dodać kilka słów osobistego komentarza do swojego reportażu zamieszczonego w ostatnim „Tygodniku Powszechnym”. (https://www.tygodnikpowszechny.pl/w-miejsce-obozu-oboz-149522).

Korzystam z prawa blogera, który  może pozwolić sobie na więcej niż autor reportażu, skazany (ze wszystkimi tego dobrymi, i złymi stronami) na bezstronność obserwatora.

Wiele razy jeździłem w sierpniu na nielegalne obozowisko przy obwodnicy Paryża na Porte de la Chapelle. Sporo czasu spędziłem też w innym miejscu, w pobliżu kanału Saint Martin, gdzie pod gołym niebem koczują tzw. clandestins, czyli nielegalni imigranci oczekujący na złożenie wniosku o azyl we Francji.  Rozmawiałem z wieloma wolontariuszami różnych organizacji i samymi imigrantami. Z tymi ostatnimi rozmawiałem wiele razy i doświadczyłem ich życzliwości.

Nie będę ukrywał, że sercem jestem po stronie tych, którzy znaleźli się na ulicy w niegodnych XXI wieku warunkach. Wielu z nich – nie dość o tym przypominać – ucieka przed wojnami, prześladowaniami, głodem. Inni wędrują po prostu w poszukiwaniu lepszego życia.

Nić sympatii połączyła mnie też z ludźmi, którzy jako wolontariusze starali się, na ile to było możliwe, wesprzeć imigrantów.  Nie tylko materialnie, ale drobnym gestem, krzepiącym słowem. Inni angażują się jeszcze mocniej: jak paryżanin Michel, współpracujący z organizacją Utopia 56, który od dwóch lat stale gości u siebie w księgarni rodziny imigrantów. I tłumaczy: „Nie można zostawić na ulicy ludzi – nie ważne, czy to bezdomni, czy nielegalni imigranci”.  A podobnych do księgarza paryżan można znaleźć niemało.

Nie zawsze taka pomoc jest pozbawiona ryzyka – o czym pisałem w poprzednim wpisie dotyczącym wyroku w sprawie Cédrica Herrou. Bywa, że policja utrudnia wykonywanie pracy organizacjom humanitarnym, utrudniając im dystrybucję posiłków i ubrań dla przybyszy. Według świadectw organizacji i dziennikarzy, dochodzi do takich przypadków m.in. na terenie Calais. Po wielu miesiącach od ewakuacji tamtejszej „dżungli” znów powracają tam imigranci, żyjący nadzieją przedostania się do Wielkiej Brytanii.

Będąc teraz na północy Francji, dowiedziałem się z mediów, że po likwidacji obozowiska w paryskim Porte de la Chapelle znów gromadzą się na ulicy imigranci. Zmasowane siły policyjne próbują przeszkodzić w odrodzeniu się wioski namiotowej. I tutaj dochodzi do napięć między stowarzyszeniami a stróżami prawa. Jak podało dziś radio France Info, organizacja Lekarze Świata (Medecins du Monde) skarży się na to, że policja systematycznie spycha humanitarne ciężarówki daleko od byłego obozowiska i tym samym uniemożliwia tym rozdawanie pomocy  potrzebującym.

Z drugiej strony – rozumiem władze lokalne i tych mieszkańców Paryża, którzy nie akceptują dzikiego obozowiska i fatalnej sytuacji sanitarnej w granicach stolicy.  Trudno też odmówić racji ministrowi spraw wewnętrznych Gerardowi Collombowi. Zapowiada on bardziej stanowcze niż dotąd egzekwowanie istniejących przepisów. A te mówią, że w ubiegłym roku aż trzy czwarte nielegalnych imigrantów – podaję za dziennikiem „le Figaro” – którym nakazano opuszczenie kraju, pozostały na jego terenie. Spośród pozostałych (ok. 25 tys.) – połowę deportowano, a druga połowa opuściła terytorium francuskie dobrowolnie (w tym także z pomocą finansową francuskiego rządu). Collomb mówi bez ogródek: osoby, którym odmówiono we Francji azylu, nie będą mogły już liczyć na pobłażanie administracji. Z jego słów można wnioskować, że coraz częściej będzie dochodzić do przymusowych deportacji.

Czy jest jakieś wyjście z tego klinczu, w którym zwolennicy twardego prawa zwierają się z obrońcami zwykłego człowieczeństwa?

Prawdę mówiąc, wobec tego pytania ogarnia mnie często bezradność. Choć widać też pewne powody do optymizmu. W odróżnieniu od kategorycznego tonu szefa MSW prezydent Emmanuel Macron kładzie nacisk na francuską tradycję obrony praw człowieka. Powiada on (np. na czerwcowej konferencji prasowej w Brukseli), że „Francja musi przyjmować uchodźców, bo to jej tradycja i zaszczyt dla niej”. Ostatnio Macron obiecał kilkanaście tysięcy nowych miejsc w ośrodkach dla wnioskujących o azyl i uchodźców.

Oficjalna linia francuskich władz rysuje się następująco: uchodźcy – są mile widziani, inni  – których wnioski o azyl odrzucono lub są rozpatrywane w innych państwach Unii – już nie. Co ważne dla zainteresowanych osób – prezydent obiecał też skrócenie czasu na oczekiwanie w sprawie azylu na decyzję –obecnie koło 13-14 miesięcy – do pół roku.

Nad Sekwaną przeciwnicy masowej imigracji przytaczają często słowa byłego premiera, już nieżyjącego, Michela Rocarda: „Francja nie może ugościć całej nędzy świata…”. Jednak sam Rocard opatrzył to zdanie zastrzeżeniem: „ … ale musi z dumą wziąć na siebie swoją jej cząstkę”. I o tej końcówce zdania warto pamiętać.