Mamadou, niechciany statek i granice cynizmu

W minionym tygodniu nad Sekwaną powracało jedno pytanie: czy Francja, szczycąca się bronieniem praw człowieka na świecie, powinna była przyjąć imigrantów z „Aquariusa”?  I jak to jest właściwie z tą francuską gościnnością i otwartością na Innych?

Cofnijmy się najpierw o trzy tygodnie. Wtedy na ustach całej Francji był jeden człowiek:  Mamadou Gassama, 22-letni Malijczyk. W brawurowy sposób, wspinając się po fasadzie budynku, uratował zagrożone upadkiem z z balkonu na czwartym piętrze dziecko.  Akcję ratunkową sfilmował jeden ze świadków, dzięki czemu zobaczyło ją miliony ludzi w internecie.

Okazało się, że dzielny Malijczyk okrzyknięty „Spidermanem” przebywa we Francji nielegalnie.  Zaraz po wyczynie tysiące Francuzów w petycjach zażądało jego naturalizacji. I z dnia na dzień Gassama dostał zaproszenie od prezydenta Emmanuela Macrona. Ten obiecał mu od razu obywatelstwo francuskie, a także – pracę w straży pożarnej.

Reakcja społeczna była wyjątkowa zgodna:  nawet szefowa skrajnej prawicy Marine Le Pen oświadczyła, że młodzieniec z Afryki zasłużył na obywatelstwo. Tyle że nie omieszkała dodać, że „równocześnie” z nagradzaniem bohaterów wszyscy obcokrajowcy, którzy popełnili we Francji jakiekolwiek przestępstwo, powinni być z niej bezzwłocznie wydalani.

Zaraz po wyczynie Malijczyka portal wyborcza.pl zatytułował swój artykuł: „Paryski Spider-Man bardzo zmienia swoje życie i trochę zmienia spojrzenie Francuzów na imigrantów”.  Pierwsza część zdania jest niewątpliwie prawdziwa,  druga – mocno wątpliwa. Podział społeczny w kwestii przyjmowania migrantów jest we Francji, jak i wszędzie indziej, wyraźny. Jeden, nawet najbardziej spektakularny przypadek bohaterstwa, raczej tego nie zmieni.  Zacytowane wyżej zdanie madame Le Pen pokazuje przecież, jak różne wnioski co do kierunku polityki imigracyjnej można wyciągać z heroicznego czynu Malijczyka.

Nawet jeśli tysiące Francuzów i niezliczone stowarzyszenia pomagają imigrantom, to nie brak wśród ich rodaków zwolenników zatrzaśnięcia drzwi przed nowymi przybyszami.  W tej kwestii toczy się konflikt wewnątrz społeczeństwa francuskiego, czasem przybierający postać francusko-francuskiej wojenki.

Najświeższy przykład to sprawa odysei statku „Aquarius” z blisko 630 migrantami uratowanymi z Morza Śródziemnego.  Przez tydzień jednostka, czarterowana przez francuską organizację pozarządową, błąkała się w pobliżu europejskich wybrzeży. Nie chciały jej przyjąć ani Włochy, ani Malta. Francja – choć „Aquarius”  przepływał tuż obok brzegów francuskiej Korsyki, a jej lokalne władze zadeklarowały gościnę – najpierw nabrała wody w usta, a potem – ustami prezydenta Macrona – zarzuciła cynizm … Włochom.

Te ostatnie zrewanżowały się Francuzom oskarżeniem o cyniczną grę, zanim wreszcie doszło do rozmów Paryż-Rzym na najwyższym szczeblu. W obliczu gorszących sporów w unijnej rodzinie na wysokości zadania stanęła Hiszpania – i ostatecznie to w Walencji „Aquarius” znalazł schronienie (szczegóły sprawy opisuje w najnowszym „Tygodniku” Marcin Żyła: https://www.tygodnikpowszechny.pl/hiszpanie-ratuja-migrantow-153470).

Wracając jednak do początku:  jak afera niechcianego przez Europę, także przez Francję, statku ma się do historii Mamadou, podjętego z honorami w Pałacu Elizejskim?

W mojej opinii, szybka reakcja na bohaterski czyn świadczy o zręczności komunikacyjnej (czy, jak kto woli, PR-owej) Macrona.  Ale fasada nie powinna przykrywać wnętrza, o którym przypomina sprawa Aquariusa. Tu mamy do czynienia z kalkulacją polityczną. Organizacje pozarządowe twierdzą, że prezydentowi w kwestii imigracji zabrakło odwagi przeciwstawienia się opinii społecznej.  Zamiast tego wolał dać lekcje moralności włoskim sąsiadom. A z sondażu przeprowadzonego nad Sekwaną przez ośrodek OpinionWay wynika, że 56% Francuzów było przeciwnych przyjęciu „Aquariusa” przez ich kraj, a 42% – za.

Działania francuskiego prezydenta uchodzącego za liberała zmierzają najwyraźniej do zaostrzenia polityki imigracyjnej, o czym świadczy debatowana obecnie w Senacie nowa ustawa w tej kwestii. Przeczy ona pięknym słowom i gestom Macrona, z których tak słynie za granicami swojego kraju). Przy okazji Aquariusa głowa państwa pokazuje inne oblicze. Oblicze zimnego politycznego gracza, który liczy na poparcie rzeszy swoich rodaków, którzy głosowali w drugiej turze wyborów w 2017 roku na Marine Le Pen (dostała ona wtedy 35% głosów).

Smutna  historia „Aquariusa” niesie w sobie światełko nadziei. Choć Francja zamknęła swoje porty dla statku, to być może część jego pasażerów trafi jednak nad Sekwanę. Paryż ogłosił, że jest gotowy ugościć u siebie tych imigrantów ze statku, którzy zgłoszą taką chęć i spełniają francuskie warunki ubiegania się o azyl. Jak donosi radio RFI, do Walencji ma pojechać francuska misja w celu zbadania sytuacji prawnej imigrantów.

Pocieszmy się więc, że solidarność europejska, choćby w szczątkowej formie, nie umarła. A cynizm polityczny ma swoje granice.

Ps.  Nadrabiam tu po części blogowe zaległości wywołane najpierw podróżą na południe Francji, a potem – turbulencjami zdrowotnymi. A dzieje się ostatnio bardzo dużo –  by ograniczyć się tylko do tematyki podejmowanej na tym blogu – imigracji, integracji i wielokulturowości we francuskim wydaniu.  Ciąg dalszy więc szybko nastąpi.