W chwili kiedy piszę te słowa, przez całą Francję przechodzi potężna fala strajków kolejarzy. Związkowcy postanowili przerywać pracę co pięć dni na dwie doby – i zapowiadają, że protest w tej postaci będzie trwał do końca czerwca. Powodem jest planowana przez prezydenta Macrona generalna reforma statusu pracowników budżetówki, w tym kolejarzy. Mówiąc prościej: nowe przepisy otwierają drogę do łatwiejszych niż dotąd zwolnień w tym sektorze.
Zmuszeni strajkami Francuzi masowo przesiadają się z pociągów na BlaBlacar, czyli wybierają wspólne przejazdy prywatnymi samochodami. I tak oto – podaje dziennik ekonomiczny „Les Echos” – od początku kwietnia, gdy stanęły pociągi, wielka platforma wspólnych przejazdów (stworzona we Francji w 2006 roku) zanotowała sześciokrotnie większy popyt. A regularnych przejazdów na trasie dom-praca-dom poszukuje … dziesięć razy więcej osób niż zwykle.
Powiem szczerze, że ten strajk niespecjalnie mnie martwi. Często pokonuję trasę Compiègne-Paryż (około 80 km) BlaBlaCarem jako pasażer. W sumie jeździłem tym środkiem lokomocji co najmniej 20 razy. I uważam, że nie ma lepszej – oprócz autostopu – okazji do poznawania ludzi i do zajmujących konwersacji.
Żałuję tylko, że nie zapisuję od razu wielu rozmów, przez co giną gdzieś w zakamarkach niepamięci. Ale niektóre i tak zostają długo w głowie.
Jak ostatni powrót z Paryża w samochodzie mieszkającego w mieście Arras Mohammeda, wylewnego studenta rodem z Algierii, jego irackiej wybranki oraz drugiej francuskiej współpasażerki. Kierowca był niebywale rozmowny. Opowiadał i o swojej rodzinie osiadłej w Paryżu, i o ojczystym kraju, arabskich przysmakach, a wszystko przeplatał zachwytami nad widokiem mijanych pól rzepakowych (sic!) i lasów Pikardii. „O, dziękuję Ci za tę drogę!” – mruczał pod nosem z wdzięcznością, patrząc na leżący przed nim GPS. Zauroczony krajobrazami, narzekał jednak przy tym na chłód, zarozumiałość i wyrachowanie Francuzów. „W Paryżu jak ktoś Ci odpowie „bonjour”, to będzie chciał za to 5 euro” – biadał przy dźwiękach lecącej z głośnika muzyce saharyjskich Tuaregów.
Słuchając go, zastanawiałem się nad stereotypowym obrazem Francuzów: niedostępnych, zadzierających nosa, lodowato uprzejmych. Czyżby mój algierski kierowca miał rację?
Jeśli nawet jest w tym nieco prawdy, to właśnie z siedzenia BlaBlaCara dostrzec łatwiej można inną Francję – ciekawą świata, mówiącą wieloma językami, otwartą, życzliwą… A także wielokulturową, przyciągającą ludzi z różnych zakątków globu. Cały ten mikroświat miesza się w samochodzie i gawędzi razem, mknąc przed siebie autostradą…
Pamiętam, jak pewnego razu pojechałem do Clermont Ferrand, a towarzyszka podróży (czyli współpasażerka z tylnego siedzenia), z którą miło się gawędziło, zaproponowała mi … że jej mama podwiezie mnie aż do celu mojej wyprawy – małego miasteczka w Masywie Centralnym. Ta niespodziewana oferta zaoszczędziła mi „tłuczenia” się wiele kilometrów miejscowym autobusem. Wiele razy byłem też świadkiem, że francuscy kierowcy nadrabiali drogi, aby wysadzić pasażerów BlaBlaCara jak najbliżej miejsca przeznaczenia.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? W końcu nic w tym nadzwyczajnego… Czy to we Francji, czy w Polsce czy gdziekolwiek indziej są i będą ludzie złaknieni rozmowy, prawdziwego kontaktu, pokonujący kulturowe bariery.
Co jednak sprawia, że rozparci w wygodnym intercity czy TGV i wpatrzeni hipnotycznym wzrokiem w swoje ekrany uciekamy od kontaktu ze współpasażerami? I że właśnie ściśnięci we wspólnym samochodzie z nieznajomym odważymy się przełamać lody? Z tego punktu widzenia strajk kolejarzy nie jest taki zły, jakim się wydaje… Co piszę też ku pokrzepieniu serc milionów pasażerów tkwiących gdzieś rano w korkach przy wjeździe do francuskich miast.
Ps. A propos korków, to z BlaBlaCarem mam tylko jedno niemiłe wspomnienie. W ubiegłym roku powrót autostradą z sierpniowych wakacji w Masywie Centralnym dłużył się niemiłosiernie. Tasiemcowe korki, męczący upał. Ostatni dzień sierpnia. Jak to we Francji, gdzie w drugi miesiąc wakacji wszyscy gremialnie ruszają na urlopy i korzystają z niego do ostatniej chwili. – Jacy oni głupi, dlaczego nie mogli wrócić wcześniej – pieklił się nasz szofer na innych nieszczęsnych kierowców. I wcale nie przeszkadzało mu to, że sam należy do potępianej przez siebie kategorii.
My, pasażerowie, byliśmy zmęczeni i zbyt głodni, żeby kontynuować beztroskie „bla bla…” Pod koniec podróży zapanowało kłopotliwe milczenie. Do Paryża dotarliśmy już prawie w nocy, z wielogodzinnym opóźnieniem. Od tej pory przyrzekłem sobie, że nigdy już nie będę wracał z wakacji we Francji 31 sierpnia. Przed czym i Was, Drodzy Czytelnicy, szczerze przestrzegam.
Bardzo miło to było czytać. Dzieńkuje za takie ciepłe opowiedż.