Rzadko się zdarza, by przy okazji tragedii mówiono tak dużo o bohaterstwie ofiary. Tak jak w przypadku zamachu, do którego doszło w miniony piątek w supermarkecie koło Carcassonne na południu Francji. Islamski terrorysta zabił cztery osoby. Na ustach całej Francji jest dziś przede wszystkim jedna ofiara: chodzi o podpułkownika żandarmerii 45-letniego Arnauda Beltrame’a. Prezydent Macron nazwał go „bohaterem” i ogłosił, że pogrzeb żandarma odbędzie się w obecności najwyższych władz państwa.
Słowo ofiara ma tutaj sens podwójny. W tej sytuacji określa nie tylko osobę, która zginęła z rąk terrorysty, ale także – sam fakt dobrowolnego poświęcenia życia. Przypomnijmy, że 26-letni zamachowiec, Francuz marokańskiego pochodzenia, powołujący się na Daesh, wtargnął z bronią do sklepu i wziął zakładników. Wtedy właśnie Beltrame uwolnił jedną z więzionych kobiet, w zamian za nią oddając się w ręce terrorysty. Kosztowało go to życie. Ale wcześniej, zachowując zimną krew, zabrał ze sobą do supermarketu włączoną komórkę. Dzięki temu antyterroryści przed budynkiem usłyszeli odgłosy strzałów w budynku i w efekcie mogli szturmem uwolnić zakładników.
Młody dżihadysta z Trèbes miał ze sobą ładunki wybuchowe. Gdyby nie bohaterski podpułkownik, w sklepie mogło dojść do prawdziwej rzezi.
Jak zwykle po zamachu wybuchła dyskusja o domniemanych błędach organów ścigania. Jak to się stało, że zamachowiec, który od czterech lat policji widniał w dossier policyjnym jako zagrażający państwu (w tzw. kartotece „S” – od franc. „securité”), wymknął się nadzorowi służb? A nie jest to pierwszy w ostatnich trzech latach zamach przeprowadzony przez notowanego w „S” dżihadystę. Specjaliści tłumaczą, że takich osób, uznanych w aktach za „potencjalnie” niebezpieczne, jest we Francji kilkanaście tysięcy – nie można więc ich wszystkich kontrolować przez całą dobę.
Zażartych krytyków ten argument pewnie nie przekona. Ale może przemówi do nich przykład Arnauda Beltrame’a? Pokazuje on, że, tak często krytykowana policja czy żandarmeria z ogromnym oddaniem chronią życie ludzi, o wiele bardziej niż nakazują to wewnętrzne przepisy.
Odważny podpułkownik Beltrame był bardzo skromnym człowiekiem. O jego życiu niewiele wiemy, mało o nim mówił. Należał do elitarnych jednostek żandarmerii, a w czasie swej kariery służył także w czasie wojny w Iraku w 2005 r. Francuskie katolickie czasopismo „La Vie” podaje, że jako dorosły człowiek nawrócił się na katolicyzm. Chodził na msze święte, choć zawsze trzymał się w bocznej nawie, jakby onieśmielony.
Po wzięciu ślubu cywilnego przygotowywał się do małżeństwa religijnego… Tragiczna śmierć pokrzyżowała ten plan.
Życie duchowe bohatera kryje też pewną zagadkę. Po śmierci Beltrame’a ukazał się pośmiertny hołd Philippe’a Charuela, szefa Wielkiej Loży Francji, w którym twierdzi on, że zmarły tragicznie żandarm dziesięć lat przed śmiercią wstąpił do loży wolnomularzy. Był więc Beltrame jednocześnie katolikiem i masonem? Nie można tego wykluczyć (choć przytoczony wielki mistrz nie przedstawił na to dowodów). Loża ta uznaje bowiem istnienie „Wielkiego Architekta Wszechświata” – choć nie nazywa go Bogiem – a do swoich wartości zalicza, wg Charuela, „gotowość do oddania ostatniej kropli krwi za Republikę i Ojczyznę”.
Heroiczna ofiara podpułkownika przejdzie do historii. Swoją ofiarą przeciwstawił się chorobie nienawiści niesionej przez „dżihad”. I mniejsza o to, czy widzimy w tym niezwykłym geście chrześcijańską miłość bliźniego czy ogólnoludzkie braterstwo o wolnomularskich korzeniach.
wcale nie mniejsza o to kochany tygodniku czy ktoś oddaje swoje życie z takich czy innych powodów – takiej banalizacji to dawno nie widziałem